Posty

Zrobiałam to!

Obraz
  Niedziela 5.10.2025 W cztery tygodnie ogarnęłam kurs niemieckiego na poziomie A1. Wystarczyły dwie i pół godziny lekcji dziennie, na których już od początku, nie mając żadnego zasobu słów, zostałam zmuszona do rozmowy. Niby nie problem, bo dostałam do dyspozycji słownik w obrębie tematu dyskusji, tylko jak tu zgadnąć, co z czym powiązać i w jakiej kolejności, żeby wyszło z tego niemieckie zdanie. Dialogi w naszej trzyosobowej grupce toczyły się praktycznie przez dwie godziny dziennie. Nauczycielka nie poprawiała wszystkich wpadek, tylko te związane z tematem gramatycznym dnia. Nie chciała nas zniechęcać do mówienia. Po lekcjach zasiadałam do odrabiania lekcji, wkuwania słówek, odmiany rzeczowników przez przypadki,  czasowników przez osoby i to w różnych czasach. Tak mijały kolejne trzy godziny, czasem i pięć, kiedy w ramach zadań domowych musiałam jeszcze napisać opowiadanie po niemiecku. Kładłam się spać i budziłam w stanie coraz większego ogłupienia, a myśli pędziły jak...

Bierze pani, bo chcę się pozbyć?

Obraz
Od dzisiaj wracamy na intensywny kurs niemieckiego. Po raz pierwszy naszło nas na niemiecki na początku ubiegłego roku, czyli zaraz po przeprowadzce do Centralnej Szwajcarii. Od tamtego czasu upłynęło półtora roku. P o miesiącu intensywnego kursu, nie mylić go z nauką, podeszliśmy do egzaminu, zdaliśmy i zapomnieliśmy. Oboje mieliśmy dość nie samego języka, ale jednego z kursantów, który wiecznymi wtrętami porównywał niemiecki do własnej mowy. Głośno protestowałam, to w końcu była lekcja niemieckiego, tymczasem Jarek miał tego po uszy i wychodził z sali. Jarek miał lepiej, bo przychodził na kurs raz może dwa w tygodniu, to mnie ów osobnik codziennie wtajemniczał w annały swojej gramatyki. Nauczycielka cierpliwie znosiła terrorystę, mam nadzieję, że ten brak kompetencji można zwalić na jej bardzo zaawansowaną ciążę. Czasem w przerwie od samodzielnej nauki gramatyki w trakcie kursu, puszczałam wodze wyobraźni: może gdyby urodziła wcześniej… Tak się nie stało. Terrorysta znowu prosił o po...

Czwarta przeprowadzka

Obraz
  Minęły dwa dni od mojego powrotu z Lozanny i znowu tam jedziemy. O jedenastej odbieramy klucze do nowego mieszkania, a o siedemnastej wstępnie zdajemy stare i już następnego dnia o świcie czeka nas przeprowadzka. Jarek prowadzi, a ja naradzam się z Nat przez telefon w sprawie przewózki kota. Jak przed meblami, to pewnie przerażony schowa się w kąciku nowego lokum i nie będzie przeszkadzać tragarzom. Zapada decyzja: przeprowadzimy kota już dzisiaj. Dojeżdżamy, sprawdzamy stan techniczny, odbieramy klucze, następnie wracamy do starego mieszkania. Jarek i Nat zabierają kota i inne precjoza w tym dwie skrzynie bluszczy, które Nat "strategicznie" postanowiła ukorzenić/rozmnożyć na tydzień przed przeprowadzką. Tak, oto delikatne roślinki chybotają się w plastikowych butelkach napełnionych wodą.  - To ma iść do samochodu?! - Przewrażliwiony na punkcie czystości Jarek łapie się za głowę. Kot miauczy przedwcześnie uwięziony w klatce, a ja opróżniam z wody te butelki od bluszczy, pod...

Wiejskie życie

Obraz
  5 czerwca 2025 Wracam z pływania. Tak, pływałam już dwa razy w tym sezonie. Woda w Jeziorze Czterech Kantonów nagrzała się do siedemnastu stopni, co wydaje się akceptowalne, ale z naszej plaży włazi się po schodkach, a potem zeskakuje z głazu na głębokość sięgającą mojej szyi. Nie ma się jak przyzwyczaić więc, się nie szczypię, tylko od razu wskakuję w odmęt. Ziąb przeszywa mnie sztyletem, mrozi mózg i przyspiesza oddech. Z czasem przyzwyczajam się do temperatury, pływanie wydaje się tak naturalne jak oddychanie i wstępuje we mnie radość z bycia tu i teraz. A gdyby groziło mi niebezpieczeństwo, zawsze mogę pomachać :) Mam na tym kąpielisku już sporo znajomych. No więc wracam do domu, jest wieczór, czyżby sąsiad po zmierzchu zakładał okulary? Na wszelki wypadek pozdrawiam. Macha do mnie sąsiadka ze środkowego z trzech balkonów pobliskiego bloku, wcześniej nie machała, to jej pierwszy raz, odmachuję. Wpadam do kuchni, łypię okiem na domek starszej pary, jak zwykle siedzą przy stole...

Sztuczna Inteligencja

Obraz
Wybraliśmy się na spektakl teatralny. Dialogi dęte, przez cały akt utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że główny bohater jest kretynem. Serio, trzeba było na to tyle czasu? W drugim akcie połączonym z trzecim, trwającym podobnie jak pierwszy czterdzieści pięć minut akcja już trochę przyśpieszyła, ale i tak nie mogę wymazać spod powiek widoku aktorskiej trzydziesto... czterdziestoletniej obwisłej męskiej dupy poznaczonej celulitiem.  Układając się do snu obiecałam sobie solennie, że sama napiszę scenariusz dramatu. O trzeciej nad ranem, w drodze do toalety, strąciłam z komody w sypialni butelkę perfum. Z hukiem roztrzaskała się w drobny mak, a wokół skorup powstała aromatyczna kałuża. Jarek starł co się dało, ale nie wiele wskórał. W try miga przenieśliśmy się do pokoju na piętrze. Zapach przedniej Chanel wciąż roznosi się po całym domu, a w gardle mam aromatyczną kluchę. Jakby tego było mało rano u optyka odebrałam nowe progresywne okulary. Muszę się do nich przyzwyczaić, ale na...

Ahoj przygodo!

Obraz
Któregoś tam dnia lutego 2025 (Nie miałam czasu skończyć tego wpisu wcześniej, dokończyłam dzisiaj) Z wyciągu na pobliskie Klewenalp tradycyjnie już rozciąga się widok na Jezioro Czterech Kantonów. Pod sobą widzę nidwaldzkie Beckenried, na drugim brzegu rozciąga się  Kanton Shwyz, z lotu sokoła po prawej zobaczyłabym Uri, a po lewej Lucernę. W wyciągu roznosi się charakterystyczny zapach kremów przeciwsłonecznych. Dojeżdżamy do pierwszej stacji, potem kombinacją orczyków docieram do kolejki w postaci ławek. Wykonuję kilka zjazdów do kolejki ławkowej i z powrotem. Jeździ się tak sobie, wciąż jestem w trakcie rehabilitacji w ramach leczenia ubiegłorocznej kontuzji. Wykonałam pełen szpagat w deszczu, poślizgując się na studzience. Zaszpanowałam na niemieckim w kozaczkach na wysokich obcasach. To był mój pierwszy i ostatni szpagat w życiu. No więc zjeżdżam i podjeżdżam już po raz czwarty wyciągiem, kiedy w kieszeni mojej kurtki rozdzwania się telefon. Żeby go wydobyć, muszę zdjąć rękaw...

Dom w chmurach

Obraz
Pojechaliśmy oglądać kolejny dom, stało się to moim hobby od kiedy nastał wirus 19. Wszystko było pozamykane: kina, restauracje, teatry, ale agenci nieruchomości zapraszali w dowolne progi. Faktycznie szukałam większego domu, teraz po przeprowadzce w nowe tereny, znowu go szukam. To nie musi być nic idealnego. Spokojnie, podejmę się remontu, który może potrwać i kilka lat. Problem jest taki, że w Nidwaldzie praktycznie nie ma domów na sprzedaż. Zdarza się jeden czy dwa na kwartał. No i opowiadam o tej ofercie mojemu fizjoterapeucie, on też ma obsesję na punkcie szukania domów. Zaraz po "torturach", zamierzam dom obejrzeć. Terapeuta wrzuca mi piąty bieg na bieżni, a sam łapie za komputer. - Ej, nie wyprzedzisz mnie! - krzyczę, potykając się o własne stopy. Walimy. Dom stoi na wzniesieniu, jest 490 m.n.p.m, czyli o dziewięćdziesiąt metrów wyżej od szwajcarskiego płaskiego. Ale jakie widoki! Nad nami majestatycznie wznosi się góra Bürgenstock , na której wyrósł hotel, w którym ...